poniedziałek, 11 grudnia 2017

Zakończenie - Witamy w Polsce!

Cześć =]

Tak jak sobie obiecałem. Po powrocie do domu dobrze jest zrobić zakończenie bloga. Dlatego ostatni post jest o moich pierwszych tygodniach po powrocie do kraju. Czyli podróży "dookoła" Polski.


Wróciłem tuż przed Wielkanocą, ale długo nie zagrzałem miejsca. Dwa tygodnie po powrocie odwiedziłem Rzeszów. Czyste, przyjazne i zadbane miasto, w którym mam rodzinę. Następnie zahaczyłem o ślub Aldony i Przemka. Mieliście okazję ich poznać w trakcie cyklu "3 dni w Teksasie". Swoją drogą polskie wesela są najlepsze na świecie!


Dzień po poprawinach, udałem się pociągiem do Zakopanego. Polskie Tatry, cudne krajobrazy, czyste powietrze oraz mleko prosto od krowy. Jak ja się cieszę, że mam tam rodzinę :)

Już sam taki widok daje mnóstwo radości!

Nie zabrakło również spontanicznego wypadu w góry. Z kuzynem poszliśmy zdobyć Babią Górę. Co prawda byłem lekko nie przygotowany. Na szczęście dałem sobie jakoś radę. To znaczy Anioł Stróż stanął na wysokości zadania. Po tej wyprawie mogłem doświadczyć na własnej skórze skąd wzięła się reguła, iż na letnim ogumieniu nie jeździmy w zimie (czyt. Air Max, jak łyse opony :D Jakby nie patrzeć spełniłem marzenie. Chodziłem po stromych górskich zboczach, trzymając się łańcuchów wbitych głęboko w skałę, a wszystko to w zimowej scenerii.

Kuzynowi dziękuje za niezapomniane atrakcje =]


Kolejnym przystankiem był Kraków i spotkanie ze znajomymi, z którymi pracowałem w Stanach Zjednoczonych. Wczoraj studiowaliśmy, a dziś wiedziemy dorosłe życie. No dobra, mnie to jeszcze nie dotyczy. Ale sami przyznacie, że czas leci jak szalony! Przy okazji Netia Off Camera 2017 udało mi się zrobić zdjęcie z moim ulubionym YouTuberem Włodkiem Markowiczem :) Następnie kilka intensywnych godzin i jazda na Górny Śląsk... Choć w Egipcie nie byłem, to dopadła mnie zemsta faraona. Dlatego odłożyłem wyjazd do Warszawy i wróciłem do Szczecina, aby odzyskać siły na kolejny etap podróży dookoła Polski.


Kiedy wróciłem już do zdrowia, przyszedł czas na Łódź. Zobaczyłem się z Izą, którą poznałem w Kalifornii. Był to mój pierwszy raz w polskiej stolicy włókiennictwa. Co prawda nie jest to moje "Miasto Obiecane", ale jestem pod ogromnym wrażeniem działań podjętych przez miasto, a zmierzających do rewitalizacji centrum.


Na ostatni ogień poszedł Świebodzin oraz Dolny Śląsk - spotkanie ekipy z Teksasu =]


Wraz z Sylwią udałem się do intrygującej atrakcji turystycznej - Arado. Naszym przewodnikiem była osoba, która pasjonuje się historią Dolnego Śląska z czasów II Wojny Światowej. Dzięki temu dowiedzieliśmy się wiele o tzw. "Podziemny Laboratorium Hitlera". Przewodnik nie potrafił odpowiedzieć tylko na jedno pytanie. Czemu miało służyć to miejsce? Tego nikt nie wie. Taka już to kolej rzeczy, że wojna skrywa pewne tajemnice. W każdym razie warto tam zajrzeć! Arado i pragniesz być drugim Indianą Jones'em!


I bynajmniej nie była to jedyna atrakcja, którą zobaczyliśmy tego dnia. Sylwia w zanadrzu zabrała mnie w pewne ciekawe miejsce. Kolorowe jeziorka? Nie znałem, polubiłem, polecam!


I jako wisienka na torcie pozostało spotkanie klubu Teksańczyków. Osób tych nie trzeba przedstawiać. Doskonale znacie ich z bloga! W każdym razie powinniście znać :D

Szkoda tylko, że zabrakło Urosza. Ale co się odwlecze, to nie uciecze =]


PS. Na zakończenie pochwalę się tym, że pracuję w pewnej korporacji na dziale amerykańskim :P 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Time to say goodbye - Wracam do Polski!

Zrobiłem to! Ukończyłem program i po dwóch latach wracam do ukochanej Polski. Yeah! 

Pożegnanie z host rodziną

Ale najpierw zacznijmy od początku końca. Czas jaki pozostał mi do końca programu liczyłem na długo przed powrotem. Łatwiej było mi znieść tęsknotę za krajem. I choć to paradoksalnie zabrzmi, nawet tego nie czułem - "Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go". Jakkolwiek ma to sens :P Zostawmy to...

Ostatni tydzień mojego pobytu zaczął się w poniedziałek, kiedy to zwolniłem pokój dla przyszłej niani. Rodzina skorzystała z jakiegoś programu dla osób posiadających amerykańskie obywatelstwo. Taka osoba zarabia około $600 tygodniowo. Dla porównania au pair tylko $195,75. Dziewczyna przyjechała do nas, aż z Karoliny Południowej. 4 dni prowadziła samochód i przy okazji coś tam zwiedzała :D

Przez kolejne dni miałem za zadanie wprowadzić około 20 letnia dziewczynę w obowiązki dnia codziennego. Czyli wszystko od pobudki, przez zrobienie śniadania, zawiezienie dzieci do szkoły i na dodatkowe zajęcia, po zorganizowanie im czasu wolnego, kończąc na kąpieli, przeczytaniu bajki na dobranoc i położeniu dzieci spać. Choć pracę zazwyczaj kończyłem tuż przed kolacją :]

I nieskromnie powiem, że mając porównanie tego tygodnia, zdałem sobie sprawę jak bardzo cierpliwy, oddany i życzliwy byłem dla mojej rodziny goszczącej. W skrócie; nie uważałem tego za pracę, ale traktowałem to tak, jakbym wypełniał obowiązki mojego własnego życia rodzinnego.

Host po tygodniowej podróży służbowej powrócił w sobotę do domu. Przywitał się z nianią i wieczorem poszliśmy do wykwintnej argentyńskiej restauracji na moją pożegnalną kolację. Powiem Wam, że w życiu nie byłem w tak luksusowej restauracji. Mnóstwo obsługi, stół szwedzki i kelnerzy, którzy widząc zieloną kartę na naszym stoliku, co chwile podchodzili z wieloma rodzajami mięsa. Kto miał życzenie, ten mógł skosztować :) Yummy! +5000 kcal gratis

W domu przyszedł czas na otwarcie prezentów. Otrzymałem magnezy na lodówkę z obrazkami narysowanymi przez dzieci, fotoksiążke ze zdjęciami podsumowującymi cały mój rok spędzony w Kalifornii. Oprócz tego super grę planszową, którą tam polubiłem i masę innych drobiazgów. 

A na sam koniec udanego wieczoru, czekał na nas deser - olbrzymi tort lodowy Oreo :) Oprócz tego bonusem były wybrane przeze mnie waniliowe lody z kawałkami ciastek oreo. Hości nie wiedzieli, czy lubię je w wafelku jako sandwich, czy też na patyku? Więc kupili oba rodzaje. Mniam, same słodkości :D

Tak więc ostanie chwilę spędzone z rodziną były dla mnie wisienką na torcie. Cieszę się, że to właśnie w gronie tej rodziny spędziłem swój drugi rok, jako au pair!

Ostatnie chwile

Z samego rana zawiozłem rodzinę na lotnisko. Polecieli do Tennessee na święta. Mój lot miał być dopiero po południu, wiec w drodze powrotnej zdążyłem pojechać na Mszę Świętą. Następnie miałem całe 2 godziny dla siebie. Czyli krótki odpoczynek, obiad i na deser ponownie moje ulubione lody oreo :] Ostatnią rzeczą, którą zrobiłem tego dnia przed udaniem się na lotnisko, było wzięcie udziału w ostatnim au pair meetingu. Pożegnałem się z moimi ulubionymi LCC. Podziękowałem za wsparcie, za wypieki domowej roboty, których nigdy nie brakowała w trakcie naszych spotkań oraz za całokształt pracy jako Local Childcare Consultant.

Na lotnisku

Długo przygotowywałem się do tej chwili. Chwili w której będę siedział w samolocie lecącym do Polski. Zastanawiałem się jakie to będzie uczucie? I wiecie co? Radość i zadowolenie, że wytrwało się do końca! Wykonałem odpowiedzialne zadanie i w końcu mogę udać się na zasłużony odpoczynek.

Odnośnie moje podróży mogę powiedzieć, że na lotnisku po zważeniu walizki ukazał mi się wynik 25 kg. Czyli 2 kg nadbagażu. Byłem przygotowany na taką okazję i wyrzuciłem stare ubrania, do których miałem sentyment. Wszelkie pozostałe rzeczy poupychałem do granic możliwości w plecaku. Jak dobrze, że na całej trasie San Francisco - Londyn - Warszawa - Szczecin, nie sprawdzono plecaku przy wejściu do samolotu. Na pewno przekroczyłem obowiązujące limity. Jako ciekawostkę dodam, iż w całym Jumbo Jetcie widocznym poniżej, klasa ekonomiczna zajmowała tylko tył samolotu - dosłownie jeden "przedział".







Dopiero na 30 minut przed planowym odlotem do Warszawy otrzymaliśmy informację, gdzie został podstawiony nasz samolot. Chwilę po starcie i nakręceniu filmiku z Heathrow, udało mi się w końcu zasnąć - 24h na nogach zrobiło swoje. Na całe szczęście obudziłem się w chwili kiedy samolot zaczął schodzić do lądowania. Kiedyś wyczytałem, że w trakcie startów i lądowań człowiek nie powinien spać ze względów zdrowotnych. Inaczej można zrobić sobie krzywdę.




Z Warszawy wystartowaliśmy z 25 minutowym opóźnieniem. Byłem niezadowolonym z tego powodu. Właśnie tyle czasu zabrakło mi, aby móc jeszcze podziwiać Szczecin za dnia. Szkoda bo nagrałbym dłuższy materiał dla filmiku, który umieściłem poniżej.

Po wylądowaniu na lotnisku czekała na mnie mama z bratem. Radość ogromna! Tak kończy się 2 letnia przygoda. Ale to jeszcze nie jest koniec bloga! W kolejnym poście pochwalę się swoją 4 tygodniową podróżą po Polsce. Dopiero po niej zrobię spis postów, których planowałem dokończyć po powrocie do Polski. I jak je uzupełnię, to będzie koniec :P




Let's keep in touch and maybe one day I'll try finish this blog :]

Half Moon Bay & Mission Peak Summit

Post - kiedyś go ukończę :P

Pożegnanie z San Francisco

Post - kiedyś go ukończę :P

poniedziałek, 22 maja 2017

O czym nie pisałem na blogu?

  • 9 dni po przylocie do Kalifornii, uczestniczyłem w uroczystej kolacji z okazji żydowskiego święta Passover - wyjście Narodu Żydowskiego z ziemi egipskiej po 400 latach niewoli. Rodzina zaprosiła do domu około trzydziestu gości. Tak zacząłem poznawać kulturę Izraelitów, którzy są obecni w historii świata przez przeszło 4000 lat. Tutaj wklejam pewne zdanie, które znalazłem szukając informacji o Narodzie Żydowskim: 
"Żydzi nie są podobni do innych narodów, które dziś powstają, a jutro odchodzą, tworząc podziwu godne cywilizacje ograniczone w czasie i przestrzeni. Pamiętamy wielkie imperia Egipcjan, Asyryjczyków, Persów, Greków czy Rzymian: ich chwała była chwałą przemijającą." źródło

  • Pewnego razu gościłem w domu, w którym było sekretne miejsce. Takie, które czasami możecie zobaczyć na filmach. Miejsce gdzie w razie niebezpieczeństwa można schować się. Gdyby nie dzieci to nawet nie wiedziałbym, że takie tam się znajduje. Te które ja zobaczyłem było zagospodarowane, jako kącik zabaw o wymiarach 2m x 1,6m x 1,2m. Małe kwadratowe wejście znajdowało się za meblościanką. Nic, a nic, nie dostrzeglibyście gołym okiem :P 
  • 2 lata temu kupiłem czarną bluzę House w Outlet Park Szczecin. I dopiero w Stanach zainteresowałem się znaczkiem, który nie rzuca się w oczy. To co odkryłem bardzo mnie zaskoczyło i zaniepokoiło. Przez cały ten czas nosiłem satanistyczny symbol na wysokości serca. O wyjaśnienia zwróciłem się do działu sprzedaży firmy LPP, czyli właściciela marki House. Na zdjęciu poniżej umieszczam odpowiedź, jaką otrzymałem, a którą pozostawiam bez komentarza... Tym bardziej, że mój kolejny email, w którym proszę o rozwinięcie stwierdzenia "że wykorzystany motyw ma wiele znaczeń, także pozytywnych" został zignorowany! Do dziś autor nie wyjawił co konkretnie miał na myśli? :(
    PS. W taki sposób LPP straciło klienta (RESERVED, Tallinder, Cropp, House, MOHITO i SiNSAY)!!!

Znaczek zniszczyłem, a bluzę wyrzuciłem.

  • Trzylatce kazałem wybrać do zabawy jedną z dwóch lokomotyw serii "Tomek i Przyjaciele". Druga miała być dla kolegi, który tego dnia odwiedził ją w domu. Gdy nagle zaczęła płakać. Myślałem że to dlatego, że nie chciała podzielić się zabawką. Jakie było moje zdziwienie, kiedy jej płacz spowodowany był tym, iż koła lokomotywy wkręciły się jej we włosy. Potrzebne były nożyczki :D
Saucony TRIUMPH ISO
  • W trakcie spaceru po okolicy przypadkiem trafiłem na garage sale. Za 12$ kupiłem buty do biegania w bardzo dobrym stanie. Cena nowej pary zaczyna się w okolicy 100$. Jak dla mnie są super wygodne i świetnie się w nich biega. Lepsze, niż niejedna para markowych butów sportowych. Wiem co mówię. Amatorsko biegam od ponad 10 lat :)




  • W Menlo Park gdzie mieszkałem, znajduje się instytut, który 24h/dobę gromadzi dane, które pozwolą z dużym wyprzedzeniem przewidzieć nadchodzący wybuch wulkanu na obszarze całej Kalifornii. Oprócz tego USGS zajmuje się tematyką trzęsień ziemi. A co miesiąc odbywają się tam bardzo ciekawe, bezpłatne wykłady. Kilka razy skorzystałem z tej okazji i dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Polecam!

 PS. Kliknij TUTAJ, aby zobaczyć jeden z takich wykładów :)

  • Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy w bibliotece instytutu geologicznego, ujrzałem kilka polskich pozycji naukowych :]
  • Pewnego wieczorem przechodząc obok boiska sportowego w Palo Alto natknąłem się na taki widok:
Co to za gra? Zorientowałem się po niecałej minucie :]

PS. Mój pierwszy raz :]
Któregoś razu wracając ze spaceru pomogłem pewnej Rosjance (około 50 lat) wymienić koło w samochodzie. Powodem złapania gumy była zużyta opona. Ale nie to jest najważniejsze. Kobieta w momencie mojego przyjścia poprosiła mnie, abym podniósł samochód do góry. Ona do tego czasu kręciła lewarkiem i nic się nie działo. Przysiadłem i zacząłem kręcić w przeciwną stronę :D Eureka! Samochód powoli zaczął piąć się do góry, ale...

...kobieta położyła lewarek w niewłaściwym miejscu. Było już za późno. Nim się zorientowałem, mały kawałeczek blachy zdążyła się już wygiąć :( Upss... Nie pomyślałem żeby samemu to sprawdzić. Chciałem pomóc, a wyszło nie najlepiej. Suma summarum, auto było bardzo stare. Taniej byłoby go zezłomować, niż naprawić. A koło było zużyte do granic możliwości. Stąd ta guma :P

Tak wygląda profesjonalny warsztat rowerowy :]



  • Kiedyś otrzymałem email z głównego biura głównego biura Cultural Care. Prosili abym wypełnił ankietę. Tak też zrobiłem i zaproponowałem, aby w na swojej stronie internetowej umieścili FAQ (ang. Frequently Asked Questions) – zbiory często zadawanych pytań i odpowiedzi na nie, mające na celu udzielenie danemu użytkownikowi serwisu internetowego pomocy bez konieczności angażowania do tego jakichkolwiek osób. (Wikipedia)

  • Nie minęło kilka tygodni, a na stronie internetowej widzę taką aktualizację ->
Moją pierwszą samotną wędrówkę po okolicznych lasach, rozpocząłem od przeczytania takiego typu ostrzeżenia, które widzicie na załączonym obrazku. Pomyślałem sobie: "nie po to przejechałem 15 km, aby teraz zawracać". I wiecie co? Zawróciłem w połowie wędrówki. Byłem sam pośrodku pagórkowatego lasu. Gdzie dookoła nie było widać, ani słychać żywej duszy, prócz dziwnych odgłosów dochodzących z pobliskich zarośli :D Zdrowy rozsądek wziął górę.

EDIT: Z czasem takie ostrzeżenie przestało robić na mnie wrażenie. Choć zawsze przypomina o grożącym niebezpieczeństwie. Na pocieszenie dodam, że pumy unikają kontaktów z ludźmi. Ale notuje się do kilku przypadków zaatakowania człowieka rocznie.


  • 31 październik - wybrałem się na wieczorną Mszę Świętą, aby pomodlić się oraz uniknąć szaleństwa związanego z pogańskim Halloween, o którym pisałem Tutaj. Prawie mi się to udało, gdyby nie kobieta, która w stroju wampirzycy poszła przyjąć Pana Jezusa do serca. Jakie było moje większe zdziwienie, gdy ksiądz udzielił jej Komunii Świętej. Ręce opadają! Po Mszy zwróciłem dyskretnie uwagę tej kobiecie. Ona w iście amerykańskim stylu z uśmiechem na twarzy dziękowała mi za to. Czyli nie przejęła się tym wcale.
  • Środek lata, południe. Pcham wózek chodnikiem, a w wózku siedzi 3 letnia dziewczynka. Postanawiam przejść na druga stronę, aby iść w cieniu drzew. Po chwili zatrzymuje się policyjny radiowóz. Kierujący nim policjant, wskazując na zaparkowany nieopodal na chodniku samochód, pyta: "czy przeszedł Pan na druga stronę jezdni ponieważ auto blokowało chodnik?" Odpowiadam, że nie. Ale stwierdzam, iż faktycznie ten samochód blokuje przejście pieszym. Policjant odrzekł: "w takim razie dam temu kierowcy mandat". Jak na ironię w samochodzie ciągle siedziała kobieta. Ja totalnie zaskoczony poszedłem dalej.
  • Odbieram dziecko ze szkoły. W samochodzie dostaje marchewkę, jako przekąskę przed kolacją. Po chwili 6 letni chłopczyk zaczyna płakać. Początkowo nie zwróciłem na to uwagi ponieważ myślałem, że tylko udaje. Czasami tak robi dla zabawy. Odwracam głowę i widzę, jak krew cieknie jemu po podbródku. Okazało się, że mleczaka zaczął się jemu kiwać :D Zatrzymuję auto na pobliskim parkingu i cierpliwie tłumaczę, że to  jest normalne. Nie ma czego się obawiać itd. Kłopot w tym, że to był jego pierwszy mleczny ząb, który akurat w trakcie mojej zmiany zaczął się ruszać. Wszelkie próby wytłumaczenia tego co się stało, spaliły się na panewce. Chłopak zażądał natychmiastowej rozmowy z mamą. Nie było to możliwe ponieważ w tym czasie miała ważną konferencję telefoniczną w pracy. Pozostało mi zadzwonić do hosta, który ma trudności ze zrozumieniu mojego "angielskiego". Nie mogłem dogadać się z nim przez telefon. Na początku myślał, że mieliśmy wypadek itd. Dopiero zadziałało, jak przekazałem telefon dziecku, któremu wytłumaczył to, czego ja nie potrafiłem zrobić przez 7 minut :D Morał z tej historii? Nie zapomnij powiedzieć dziecku o mlecznych zębach!